Ugryzłem zaskakująco świeży kawałek osobowości. Nie miał zapachu, ale smak przyjemnie rozpływał się między przestrzenią ust, a wyobrażeniem o kształtach. Zaczarowana podróż po bezkresnym oceanie lubieżnej perwersji...
Już ciemno i pokój rozświetla jedynie blask monitora. Kilka minut po północy, zdecydowanie mój czas. Nawet czuję jak słuch domaga się karmy. Nie zasypiam ostatnio o ludzkich porach, tkwię w krainach dźwięków i szukam. Uwielbiam te wyprawy z których wracam zwycięsko, ze zdobytym trofeum w postaci czegoś ciekawego. Takiego myśliwego domaga się cały mój organizm i wymaga bym polował sprawnie. Próbuję.
Dźwięki post punkowe zajmują ważne miejsce w moim muzycznym świecie. Są często doskonałym tłem dla moich myśli, dla mojego działania, moich pomysłów. Mojego sposobu postrzegania, poruszania się, myślenia. Nic więc niezwykłego w tym, że po nie sięgam i ciągle szukam rzeczy nowych. Album "The Subliminal Man" The Estranged pochodzi z roku 2010, ale do mnie trafił dopiero niedawno i nie dałem mu długo czekać na swoją kolej. Jeśli lubicie klimaty The Cure, i może w trochę mniejszym stopniu Joy Division, to ta płyta jest dla was. Nie jest do końca zimna, choć nie bije od niej ciepło, ma w sobie ten surowy, chłodny klimat który lubię.
Jak się okazuje The Estranged to nie tacy zupełni nowicjusze. Pochodzą z Portland i są byłymi bądź obecnymi członkami hardcoreowych (!) zespołów takich jak np. Remains Of The Day czy Hellshock, z których wyszło zamiłowanie do trochę innego rodzaju grania i chwała im za to. Tak naprawdę mam trochę niesmak polegający na tym, że te 36 minut płyty to zdecydowanie za mało!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz