piątek, 5 kwietnia 2013

New York Ska Jazz Ensemble - Live In Bilbao

Kamienie myślą o erekcji. Nieskrępowanej eksplozji struktur granitu zamkniętej w twardej skorupie. Marzą o drganiach i wstrząsach wewnętrznych, o dynamice i zatraceniu. Ruchach atomów zdolnych do pieszczot, o oddechach i szeptach. Pragną dotyku i zbierają siły.
Fani kolekcjonowania koncertowych DVD z muzyką ska nie mają lekko, bo i rynek wydawniczy / dystrybucyjny pod tym względem nie rozpieszcza (przynajmniej w naszym kraju). Czasami jednak udaje się coś utrafić i wtedy trzeba podejmować szybkie decyzje. Jedną z nich jest płyta "Live In Bilbao" zespołu New York Ska Jazz Ensemble, której nie pozwoliłem przejść koło nosa. 
Nie sądzę żeby trzeba było przedstawiać ten skład, ale jeśli już, to ich styl grania zawarty jest w nazwie - mieszanka jazzu i ska. Powstali w 1994 roku i od tego czasu zgromadzili dziesięć albumów na swoim koncie, a przy okazji zagrali niezliczoną ilość wspaniałych koncertów, odwiedzając również Polskę. Płyta "Live in Bilbao" to 9 kawałków z koncertu w roku 2006, a ukazała się nakładem wydawnictwa Brixton Records. Solidne wydanie poza rzeczonym koncertem oferuje nam bonusy - ładnie zaprezentowane sylwetki muzyczne poszczególnych członków grupy, zdjęcia, dodatkowe utwory z koncertu w Bilbao w roku 2011 i katalog wydawnictwa, który zresztą obfituje w wiele smaczków. 
Reasumując - to fantastyczne DVD i cieszę się, że mój refleks pozwolił je zdobyć, tym bardziej, że nieszczęśliwie rozminąłem się z ich koncertem w Krakowie, co tragicznie utkwiło w mojej pamięci do dziś ;)

środa, 3 kwietnia 2013

Oczami Radzieckiej Zabawki

Odbiegam nieco od kształtów codzienności. Nie nauczono mnie wyglądać jak reszta i poruszać się o ściśle wyznaczonych porach. Daleko mi do ładu i tej cholernie mało ambitnej masy cielesnych szkieletów, zamkniętych w zaprogramowanym szambie...
Okładkę "Oczami Radzieckiej Zabawki" zobaczyłem gdzieś w internecie. Rzucił mi się w oczy podtytuł "Antologia radzieckiego i rosyjskiego undergroundu" i od razu uznałem, że muszę to mieć. Korzystając z całkiem sporego rabatu, pognałem do bezdusznego Empiku, w którym przekręciłem tytuł, ale mimo wszystko stałem się szczęśliwym posiadaczem własnego egzemplarza tej książki. Rozpromieniony oddałem się lekturze...
Ta książka to prawdziwa wyprawa do muzycznego podziemia naszych wschodnich sąsiadów. Muszę dodać, że wyprawa bardzo udana, bo czyta się ją bardzo lekko, niemal jak powieść. Zresztą historie Wiktora Coja i grupy Kino czy Jegora Letowa i Janki Diagilewy z Grażdanskiej Obrony zasługują na  powieść czy film, a dodając do tego tło Związku Radzieckiego tamtych czasów otrzymujemy prawdziwą bombę! Kiedy cofam się wstecz do moich pierwszych doświadczeń z punk rockiem, a także do opowieści starszych znajomych, nie znajduję aż tak ciężkich historii, jakie miały radzieckie ekipy. To też w pewien sposób kształtowało ich charakter i sprawiało, że dokonywali naprawdę poważnych decyzji krocząc drogą, która społecznie nie była akceptowana. Zawsze powtarzałem (nie wiem na ile egoistycznie), że polski bunt, był znacznie szczerszy niż angielski czy amerykański. U nas najzwyczajniej były dużo większe represje. Jednak w porównaniu do rosyjskich undergroundowców, myślę, że mieliśmy całkiem przyzwoicie. 
"Oczami Radzieckiej Zabawki" to moim zdanie pozycja obowiązkowa dla każdego, kto interesuje się muzyką (nie tylko punkową czy rockową). To znak tamtych czasów, ale też krótkie wprowadzenie w to, co dzieje się tam obecnie. Wreszcie, jest to też pewien drogowskaz, mapa według której możemy rozpocząć poszukiwania dźwięków, bo szczerze nie wierzę, że czytając książkę oprzecie się chęci usłyszenia tego, co opisano tu słowem. Ponad to wszystko, jest to opowieść o prawdziwych ludziach, którzy tak jak wielu z nas zakochało się w muzyce, i o tym, że taka miłość też bywa tragiczna.