sobota, 7 stycznia 2012

Siekiera - Ballady Na Koniec Świata

Odkrawam kawałki siebie sunąc ostrzem po przewrotnym losie. Krwawe myśli zjadają ptaki, bezkompromisowo wdzierając się dziobami do ich wnętrza. Fruną wysoko, jak nigdy dotąd nie były, roznosząc mnie na wszystkie strony świata. Moje krwawe mięcho unosi się nad waszymi głowami, w tym swoim bolesnym grymasie.
O tym, że ma wyjść nowa płyta Siekiery wiedziałem od dłuższego czasu. Nie spieszyłem się jednak do spotkania z nią, nie czytałem o niej, nie szukałem. Są rzeczy z którymi trzeba się oswoić, które zderzają się z naszym wyobrażeniem i jest obawa, że mocno się na nim odcisną. Któregoś dnia poczułem, że to już ta chwila i w całkiem naturalny sposób zakupiłem album. Nie było burzy, wyjątkowych upałów czy innych niesamowitości z powietrza. Jak w większości dni mojego życia, nie było też nic nadnaturalnego. Poza muzyką.
Głupcem był ten, kto myślał, że Siekiera wróci do punkrocka, skoro niejednokrotnie Adamski podkreślał, że to był tylko pewien rozdział w jego twórczości. Mniej głupie było przypuszczenie, że nowy album będzie wędrował ścieżkami wytyczonymi przez "Nową Aleksandrię". Mniej nie znaczy, że całkowicie. Nie można bowiem zapominać, że to 25 lat od ostatniego albumu, a czas odciska się na nas tworząc nowe słowa, nowe interpretacje, dając nowe fascynacje, pokazując nowe drogi.
Mam pewien problem, i nie chodzi mi tu o doznania muzyczne czy literackie. Tak naprawdę w historii Siekiery mieliśmy dwa oblicza muzyczne sygnowane jedną nazwą. Najpierw punk, później zimna fala. Teraz mamy do czynienia z obliczem trzecim, a nazwa wciąż ta sama - oddająca tak różnorodne rozmowy o rzeczywistości. Nie chcę się silić na klasyfikowanie tego najnowszego, ale bez wątpienia nie jest to ani pierwsze ani drugie oblicze zespołu. Znajduję natomiast wspólny mianownik z krakowskim projektem muzycznym sygnowanym nazwą "Śmiałek". Obie płyty mają mocno teatralne i poetyckie oblicze. Dla obu muzyka jest równie ważna co słowo i oba łączy podobny efekt końcowy.
Mam jednocześnie słabość do tekstów Adamskiego, nie zmienia tego ten album. Wciąż mamy do czynienia z wyprawą w świat Tomka. Świat, który przez lata zdaje się być rozbudowany o nowe elementy. Z bardzo osobistą podróżą na skraj istnienia - świata, wiary, ludzi, marzeń (jakkolwiek to zinterpretujemy).
Słuchając nowej płyty i dając się jej porwać, ubolewam, że przez te 25 lat bez tworzenia, umarło tak wiele rzeczy, którymi moglibyśmy dziś karmić nasze próżne dusze. Jednocześnie po cichu czekam na więcej, bo lubię rozmawiać w zaciszu domu z tą melancholią Adamskiego.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz