wtorek, 6 grudnia 2011

Wall And Piece



Bezkształtne istoty czają się za rogiem i obserwują każdy mój ruch. Nieznośnie inwigilowany świat żre własne strupy i pływa w ropie. To już nawet nie syndrom chorobowy - to zaraza która niszczy spokój i poczucie wolności. To kara za przebywanie w miejscu nieprzystosowanym do rozprzestrzeniania myśli. Obserwacja każdego, najdrobniejszego, procesu. Każdego oddechu.
Wybieram myśl i zapisuję, tworząc coś bardziej trwałego. Coś co może wyrażać mnie, a jednocześnie szuka odbiorcy.
Kiedy punkowy bunt zaczynał gromadzić pod swoimi skrzydłami różnorodne środowiska, można było domniemywać, że znajdzie się tam miejsce nie tylko dla muzyki, nie tylko dla słów. Punk był zjawiskiem zbyt mocnym i otwartym, by nie rozprzestrzenić się na inne dziedziny.
Uliczna sztuka tworzona przez Banksy'ego znajduje znamiona takiej, która właśnie ze stylistyki punkowej wyrasta. Obywatelskie nieposłuszeństwo w służbie wolności słowa. Budowanie emocji za pomocą obrazu, przy jednoczesnym wykorzystaniu rzeczywistości. Bez uciekania od brudu, codzienności i bardziej miejskie niż samo miasto. Bardziej dosadne niż wypełniona syfem lafirynda z ciemnej bramy. To Banksy i jego polemika z rzeczywistością. Jego krzyk w stronę każdego, kto uderza w wolność. Dla mnie przygoda z jego pracami to jak spacer pomiędzy zwrotkami punkowych pieśni, a album "Wall And Piece" jest tym, który zastępuje mi miejską wędrówkę.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz