Mieszkam w obozie koncentracyjnym. Tak, w obozie - niemal przy samym ostatnim tchnieniu. Każdego dnia (jak pielgrzym kolanami odprawiający pokutę) targam marzenia po szorstkich schodach. Sadzam w fotelu na poddaszu i pozwalam wierzyć, że wyjdziemy z tego cało. W kącie cicho wyją zapomniane już sny o spokojnym życiu, a ja zatapiam łokcie w drewnianej strukturze parapetu. Patrzę z góry jak łatwo zgasić człowieczeństwo. Tak łatwo, że nikt nie szuka tu szczęścia - zresztą nie da się go budować z nacjonalizmów i nienawiści.
Zastanawiając się nad obecnością sztuki w naszym życiu, większość osób powie, że zamknięta jest ona w dusznych salach muzealnych i za grubymi ścianami galerii. Że tłuste paluchy bogaczy, próbują odebrać ją zwykłemu człowiekowi, by zamknąć w prywatnych zbiorach i udawać kogoś bardziej światłego niż się jest w rzeczywistości. Ale być może jest to jeden z powodów dla których sztuka wyszła na ulicę, bo bez kontaktu ze zwykłym obywatelem staje się jedynie plastikową lalą z silikonowym biustem.
U nas z racji historycznych mury były od dawna skazane na twórczość - przede wszystkim polityczną, i taka swojego czasu królowała jako głos narodu. Później albo ja przymknąłem oczy, albo zapanowało wyciszenie. Oczywiście powstawały jakieś próby twórcze, ale nie było to jeszcze na taką skalę, by móc mówić o zjawisku. Graffiti, ale nie tylko, było czymś zamkniętym i odbieranym przez szczególne środowisko. Wciąż szukało możliwości przebicia. Moim zdaniem taką prawdziwą falę ulicznej sztuki przyniósł fenomen Banksy'ego. Wiele osób, do tej pory sceptycznych, zaczęło zwracać uwagę na to co dzieje się z dala od galerii i jest wolne od tej sztucznej muzealnej pompy. Zauważono, że młodzi ludzie sztalugi zamienili na beton, cegłę, każdy rodzaj miejskiej struktury i puszki farby w sprayu.
To właśnie o tym opowiada album "Polski Street Art". O ludziach, którzy
uzewnętrzniają się na naszych oczach i bez żadnych ograniczeń. Nie
zawsze legalnie, ale za każdym razem z wielką pasją i całym sercem.
Malują, piszą, budują tak, jak podpowiada im ich własny obraz kultury
współczesnej. Co najważniejsze - możemy się przekonać za sprawą tego
albumu, że są takie rzeczy, których nie da się zamknąć i zlikwidować,
nie da się ukryć przed okiem obywateli. Możemy też zobaczyć, że
współczesny polski street art jest równie bogaty, barwny i wciągający,
jak różnorodne jest nasze społeczeństwo i być może przede wszystkim -
dostrzec, że nie mamy się czego wstydzić i w tej dziedzinie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz