Nie karmię snów, one same zjadają wyobrażenia o
kształtach. Z lepkiej masy formułują pytania do codzienności i bawią
się nimi w dom. To proces odnawialny każdego pierwszego dnia miesiąca,
według nowego kalendarza świętej przestrzeni...
Jeśli pamięć mnie nie zawodzi, to utwór "Senso Contrario" (z debiutanckiego albumu o tym samym tytule) usłyszałem blisko rok temu. Wtedy też zwariowałem na punkcie tego, jak brzmi tutaj wokalistka i jak niesamowicie komponuje się to z dźwiękiem. Mimo niezwykle silnych emocji jakie wytworzyły się głęboko w moim wnętrzu, do wczoraj rozmijałem się z tą płytą. Jak się jednak okazuje przeznaczenie nie pozwoliło jej umknąć przede mną i zdecydowanym ruchem zaprosiło do ponownego rozbudzenia emocji.
"Senso Contrario" to jedenaście kompozycji jazzująco-soulowych, odsyłających mnie gdzieś do klimatu lat 60-tych, połączonych z naszą współczesną sceną, bo (nawet jeśli to odrobinę na wyrost) dostrzegam wspólne pierwiastki z chociażby The Slackers zaprawionym odrobiną Pepper Pots i zmiksowanym z muzyką filmową właśnie z lat 60-tych.
Ciężko znaleźć mi słabą stronę płyty i chyba na siłę nie będę tego robił. Dam się ponownie porwać magii dźwięków i tego mocnego, bardzo kobiecego wokalu, a was zaproszę na spotkanie z tym albumem, bo cóż... naprawdę warto.